Kilka słów Tytusa o Tytusie
Urodziłem sie 20 lutego 1969 roku w Minsku Mazowieckim. Od dziecinstwa jestem związany z Legionowem. Rze1biarstwa "uczyłem sie" od brata. Moje losy przez pewien czas związane były z Cieszynem. Od roku ponownie mieszkam w Legionowie. Po powrocie do mojego rodzinnego miasta utrzymuje sie z tego, co stworze. Jest to sposób na życie, ale przede wszystkim moja pasja. Nie ukonczyłem żadnej szkoły artystycznej, jestem samoukiem.
Dzieki temu, co robie poznałem wielu interesujących ludzi... Mam swoje stoisko na warszawskiej Starówce i w Krakowie. Odświeżyłem znajomości z lat młodzienczych, powróciłem do kultowego miejsca, jakim jest MOK. Kiedyś był tam młodzieżowy klub, moja młodośa i wspomnienia ściśle związane są z tym miejscem, wiec miło, że MOK istnieje nadal i jest dokąd wrócia... Właśnie tam, w listopadzie 2006 roku, odbyła sie moja ostatnia wystawa.
Do pracy inspiruje mnie głównie natura, która sama podsuwa pomysły na nowe rze1by. Od zawsze fascynowała mnie również sztuka etniczna... Głównym motywem w mojej twórczości są twarze: nierealistyczne, karykaturalne, "w krzywym zwierciadle", czasami wrecz abstrakcyjne. Znajomi w moich rze1bach dopatrują sie "niemego krzyku lasu" - duchów uwiezionych w drzewach.
Tytus jest członkiem Związku Artystów Plastyków - Polska Sztuka Użytkowa.
Relacja z wystawy w MOK w "To i Owo Legionowo"
W zgrabnie zaaranżowanej przestrzeni sali widowiskowej umieszczone zostały interesujace prace Tytusa.
- Chyba w jakiś sposób wyładowuje emocje - mówi o rze1bieniu artysta. - Pierwszą rze1be zrobiłem w piątej klasie szkoły podstawowej i nie była to łódka (śmiech). Twarz jest odzwierciedleniem duszy i dlatego tak mnie to pociąga.
Tytus jest rodowitym legionowianinem. Chodził do szkoły "trójki", a potem do technikum. Przez ostatnie 10 lat mieszkał poza Legionowem. Obecnie utrzymuje sie ze sprzedaży swoich rze1b. Po powrocie do Legionowa artysta nie myślał o wystawieniu swoich prac. Właściwie to przyjaciele mu ją zorganizowali.
- To zasługa Bogdana, Kasi i mojego brata Sławka. Jak trudno mi sie rozstaa z rze1bą - mam na to metode - najładniejsze rozdaje przyjaciołom. Wole widziea ich zadowolone miny niz dostaa za nie taka kase, jakbym chciał.
Relacja z wystawy w MOK w "Gazecie Miejscowej"
Dłuto i drewno - jak wspomina - towarzyszyły mu od zawsze. Mimo, że w zawodowym dorobku nie ma ani jednego dyplomu szkoły artystycznej, jego warsztat może zadziwia niejednego znawce tematu. Najcześciej rze1bi w drewnie, ale chetnie siega również po gline ceramiczną. O dużej wartości artystycznej jego prac świadczą nie tylko ich niezmierzone ilości w kolekcjonerskich zbiorach, ale również zainteresowanie, jakim cieszą sie na warszawskiej Starówce, gdzie Tytus już od lat ma własne stoisko.
Wśród swoich mistrzów, których podziwia za rze1biarska zrecznośc i doskonałośa wyrazu, wymienia dwóch - Wita stwosza i Ksawerego Dunikowskiego.
Wiekszośa prac zaprezentowanych na wystawie powstała w ciągu ostatniego miesiąca przezd nią. Wernisaż robi naprawde duże wrażenie, wszystkie rze1by tworzą wyjątkowo tajemnmiczy i niesamowity klimat.
Z Tytusem rozmawia Matylda Durka
- W Twojej twórczości przewijają sie trzy motywy.
- Tak, zgadzam sie. Najbardziej lubie rze1bia twarze, totemy i abstrakcyjne wzory, w których każdy może zobaczya coś innego. Teraz przed wystawą wykonałem kilka prac, w których mogłem daa upust swojej wyobra1ni. Zazwyczaj jednak nie robie ich zbyt dużo. Kto je kupi, a z czegoś trzeba żya. Dlatego wykonuje także aniołki, Dzieciątka Jezus, krzyże czy podstawki pod telefon - to sie sprzedaje, jednak, jak zauważyłaś, nie wieszam ich w swojej pracowni.
- Jak to jest, najpierw jest pomysł i znajdujesz dla niego odpowiedni kawałek drewna czy też kawałek drewna jest dla Ciebie inspiracjąż
- Różnie, rze1bie w drewnie i w korze. Czasem mam w głowie pewną wizje i staram sie odzwierciedlia ją w materiale. Czesto jednak patrze na kore i ona jest już tak piekna sama w sobie, ża ja jedynie staram sie wydobya z niej... uwydatnia to piekno.
- Czy zdarzały Ci sie jakieś nietypowe zamówieniaż
- Mam swoje stanowisko na warszawskiej starówce. Jakiś czas temu, kiedy tam siedziałem, podszedł do mnie meżczyzna i zaczeliśmy rozmawiaa. Z początku nie chciał nic kupia, w koncu jednak zamówił rze1be. Miała to bya gąska, jak to okreslił - "radosna, jakby była pijana". Nie samo zamówienie jest tu nietypowe, lecz to, dla kogo p rzeznaczona była figurka. Był to prezent dla pani Kiry Gałczynskiej, córki autora teatrzyku "Zielona Geś".